Teraz jedyne co mi pozostało to udawać, że wszystko jest ok, że twoje imię nie wywołuje u mnie dreszczy, że na twój widok moje serce nie przyśpiesza.
Stał tam. Dumny i elegancki jak zawsze. Jego blond włosy ułożone były w artystycznym nieładzie, jakby wcale nie spędził godziny na ich układaniu. Zimne, stalowoniebieskie oczy patrzyły na innych z wyższością i przesuwały się po sylwetkach osób, które go mijały. Na usta przylepiony miał ten swój Ślizgoński, ironiczny uśmiech. Czarna koszula, której dwa górne guziki były odpięte pod szyją idealnie kontrastowały z jego nienaturalnie bladą skórą. Był idealny, w każdym calu. Lewą rękę trzymał w kieszeni swojego długiego płaszcza, a druga - swobodnie zwisała wzdłuż dobrze zbudowanego, męskiego ciała. Od czasu do czasu wystukiwał palcami o udo tylko sobie znany rytm. Patrzyłam na niego i nie byłam wstanie odwrócić wzroku. Wyglądał tak zabójczo na tle ciemnych ścian korytarza. Gdyby nie to, że od czasu do czasu odwracał głowę, wydawać by się mogło że nie jest człowiekiem, a jedynie najnowszym nabytkiem, posągiem stojącym w Ministerstwie. Zacisnęłam usta w cienką linię nie mogąc dłużej wytrzymać jego widoku. Prędko odwróciłam wzrok. Widok Dracona Malfoya ogromnie mną wstrząsnął. Nie widziałam go od dobrych czterech lat, a pomimo tego po raz kolejny, jak za starych czasów, moje serce przyśpieszyło swoje bicie, gdy tylko go dostrzegłam. W brzuchu pojawiło się stado motylów, które odczuwałam jedynie w jego towarzystwie. Dłonie zaczęły mi drżeć, a nogi stały się niczym z waty. W tym momencie byłam już pewna jak niczego innego na tym świecie, że przegrałam swoją duszę i serce.
Dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę z faktu, że nadal kocham tego człowieka.
W moim gardle pojawiła się wielka gula, która na krótki moment uniemożliwiła mi oddychanie. Powoli w myślach policzyłam do dziesięciu, by następnie po głębokim wdechu unieść głowę.
W tym momencie zesztywniałam jeszcze bardziej. Przez moment poczułam potrzebę podtrzymania się ściany, która znajdowała się tuż na moimi plecami.
Jego oczy bowiem na chwilę zawisły na mojej sylwetce. W twarzy mężczyzny nie zmieniło się jednak nic. Nadal była bez wyrazu, a jego usta wygięte były w grymasie przypominającym uśmiech. Bezwiednie powędrowałam wzrokiem do jego oczu. Odnajdując stalowoniebieskie tęczówki, całe otoczenie zniknęło ustępując miejsca wspomnieniom.
Hogwart. Jego docinki, moje wredne odpowiedzi. Potajemne spojrzenia. Przypadkowe dotyki dłoni. Pomoc. Pierwsze normalne rozmowy i niewinne sprzeczki. Niespodziewane spotkania. Wspólne patrole. Coraz więcej rozmów. Jego skrytość, ustępująca powoli zaufaniu i otwartości względem mojej osoby. Coraz więcej rozmów. Coraz więcej ukradkowych spojrzeń i uśmiechów. Jeszcze więcej spotkań. Wspólnie spędzony czas. Wrzeszcząca chata. Łazienka Prefektów, Wieża Astronomiczna. Zakazany Las, szczera rozmowa. Pierwsze głębsze spojrzenie w oczy i pierwsze w moim życiu dziwne uczucie w brzuchu. Kolejne potajemnie spotkania. Cała masa rozmów: o jego rodzinie, o mojej rodzinie; o Voldemorcie; mugolach i przyszłości. Parę kłótni. Zgody i nasz pierwszy(najlepszy pierwszy jaki przeżyłam) pocałunek. Kolejne rozmowy i następne ukradkowe spojrzenia, gesty. Nareszcie wojna i jego zmiana. Oziębłość, ponowna skrytość. Mój upór i chęć ponownej rozmowy. Jego unikanie mnie. Konfrontacja, kolejne pocałunki. Wspólnie spędzona noc. Wspólny poranek. Żarty i planowanie przyszłości. Koniec wojny, jego zniknięcie. Mój płacz i nieme krzyki. Moja tęsknota. Jego powrót i rozmowa. Ostatnia rozmowa. Prawda, złamane serce.
Zamrugałam gwałtownie czując łzy zbierające się pod moimi powiekami. Nie rozpłaczę się, nie mogę. Już kiedyś się przed nim tak otworzyłam, właśnie tego dnia. Pamiętnej środy, kiedy to oznajmił mi, że to była jedynie gra. I znowu powróciło “Granger”, “Szlama”. I wyśmiał mnie. Wyśmiał moją naiwność, głupotę.
Nie, Hermiono. Nigdy więcej - powiedziałam sobie w myślach, by następnie zmienić wyraz twarzy na beznamiętny. Po raz ostatni spojrzałam na niego, tym razem starając się, by było to spojrzenie obojętne, po czym odwracając się, ruszyłam korytarzem wprost do swojego gabinetu.
Oddałam serce draniowi i zatraciłam siebie. Nic nie mogłam poradzić na to, że nadal kochałam Dracona Malfoya.
Odchodząc, nie byłam w stanie zauważyć jednak, że na krótki moment, na jedną sekundę, z jego twarzy zniknął uśmiech, a w stalowoniebieskich tęczówkach, które dla mnie już na zawsze pozostały najpiękniejsze, po raz pierwszy w życiu pojawił się najprawdziwszy ból.