poniedziałek, 14 listopada 2016

Dramione: "Sny"

Lecz większość śpi nadal, przez sen się uśmiecha,
a kto się zbudzi nie wierzy w przebudzenie. 

Kasztanowłosa dziewczyna wpatrywała się niczym oczarowana w błękitne niebo, na którym gdzieniegdzie znajdowały się białe chmurki, przypominające jej lody waniliowe, które zawsze jadała w dzieciństwie. Co chwilę mrużyła bursztynowe oczy, gdy zza nich wyłaniały się rażące promienie słońca.
Z jej ust wydobyło się błogie westchnięcie, podczas gdy rozkładając prawą rękę, zanurzyła palce w ciepłej, zielonej trawie. Uśmiechnęła się delikatnie do siebie, placami dłoni skubiąc ją. Była szczęśliwa. Znajdowała się na polance, pogoda była idealna, a na dodatek pod jej głową biło serce, w którego rytm wsłuchiwała się, od czasu do czasu przekręcając głowę. Było jej naprawdę wygodnie i dobrze. Nie mogła sobie wymarzyć lepiej spędzonego czasu.
- O czym myślisz? - szept, który skierowany był do jej ucha, delikatnie ją połaskotał. Uśmiechnęła się szerzej, marszcząc nos.
- O niczym. Jestem szczęśliwa - jej głos potwierdzał słowa, które przed chwilą wypowiedziała. Poczuła, jak męska dłoń delikatnie gładzi jej ramię - A Ty? - rzuciła, po czym chcąc na niego spojrzeć, przekręciła się w jego ramionach. Delikatnie ułożyła dłoń na jego klatce piersiowej, w miejscu gdzie przed chwilą trzymała głowę, i unosząc się delikatnie, spojrzała w piękne, szare oczy. Uniosła jedną brew ku górze widząc, jak kąciki jego ust poleciały do góry, układając na jego twarzy złośliwy uśmieszek.
- Zastanawiam się - zaczął, powoli przenosząc swój wzrok na jej twarz - jakby to było, gdyby wszystko potoczyło się inaczej - odparł, opuszkami palców dotykając jej policzka. Uśmiech, który do tej pory gościł na ustach byłej Gryfonki, ulotnił się w jednej chwili. Spuściła wzrok na rozpięty guzik pod jego szyją i przenosząc na niego rękę, zaczęła się nim bawić. Również nie raz się nad tym zastanawiała. I żałowała, że historie, które tworzyły się w jej głowie, nigdy nie będą mogły się spełnić - Myślę, że na początku zabrałbym Cię w podróż - zaczął, układając rękę pod głową i spoglądając uważnie w niebo - Pokazałbym Ci wszystkie piękne miejsca, w których bywałem jako dziecko. Zakochałabyś się w tamtejszych daniach i widokach, jestem pewny - odparł, a jego twarz wyrażała teraz czyste rozmarzenie. Z jeszcze głębszym smutkiem, spojrzała w jego twarz nie chcąc przeoczyć żadnej zmiany, która by mogła w niej nastąpić - Później bym Ci się oświadczył - uśmiechnął się cwaniacko - Wybrałbym najpiękniejszy klejnot, najlepiej w kolorze twoich oczu - na moment przeniósł wzrok na jej tęczówki, po czym szeptem dodał - Uwielbiam ich kolor.. - odchrząkną - Kupilibyśmy dom na przedmieściach. Nie duży.. Salon, dwa pokoje, kuchnia, łazienka. Chciałbym, byś czuła się w nim dobrze, byś czuła ciepło takie, jak w swoim rodzinnym domu.. A później zrobiłbym Ci syna - Dziewczyna, pomimo smutku, zachichotała pod nosem, na co ponownie napotkała na swojej drodze jego wzrok - albo córkę, nieważne.. Ważne, że nosiłabyś w sobie moje dziecko. Wychowalibyśmy je na dobrego człowieka. W wieku jedenastu lat dostałoby list z Hogwartu.. I powalałoby wszystkich na kolana swoją wiedzą, którą miałoby po mamie. No i oczywiście wyglądem, odziedziczonym po mnie - wypiął dumnie pierś, na co Gryfonka posłała mu delikatne wbicie palców w żebra. Zaśmiał się pod nosem - Później, po wielu, wielu latach, wspólnie przeżytych.. już jako staruszkowie siedzielibyśmy w fotelach, przed kominkiem, popijając wino, trzymając się za ręce.. I wspominalibyśmy - zakończył, przymykając przy okazji powieki i wzdychając z żalem. Jej oczy zaszkliły się, jednak nie pozwoliła na wypłynięcie łez. Nie chciała psuć tej chwili - Zrobiłbym wszystko, żebyś była szczęśliwa, Granger.. - wyszeptał, gdy już wydawało się, że temat został zakończony.
Oczy miał zamknięte, jednak z każdą kolejną chwilą wydawało jej się, że zaciskały się coraz bardziej. Powoli przybliżając się do niego, ułożyła dłoń na bladym policzku. Chłopak momentalnie otworzył oczy, a na jego ustach pojawił się uśmiech, którym obdarowywał tylko jej osobę. Po jego policzku popłynęła jedna, pojedyncza łza. Dziewczyna zaśmiała się z wzruszeniem, po czym pochylając nad jego twarzą, scałowała słoną krople z powierzchni jego skóry.
- Jedynym, co by mnie uszczęśliwiło jesteś Ty. Tylko twoja osoba. Nie potrzebuje niczego więcej, Malfoy - dodała po krótszej chwili przypominając sobie, jak sam jeszcze przed chwilą nazwał ją po nazwisku. Blondwłosy chłopak zaśmiał się iście Ślizgońsko, mocniej przyciągając ją do siebie.
Teraz dziewczyna leżała na nim, opierając ręce na jego ramionach. Palce Dracona za to z desperacją wbijały się w jej talię, jednak nie miała mu tego za złe. Spotykali się co prawda często, jednak tylko na kilka godzin, które mijały im zdecydowanie za szybko.
Leżeli i wpatrywali się w siebie, pragnąc zapamiętać wszystko, nawet najdrobniejszy szczegół na twarzy tego drugiego.
Chłopak nie zmienił się ani odrobinę od ich poprzedniego spotkania. Ona za to, z każdym kolejnym zmieniała się coraz bardziej. Starzała się. Na szczęście jej prawdziwe 10 lat, tutaj upływało jak rok.
- Kocham Cię, Draco - wyrzuciła nie mogąc się powstrzymać. Ślizgon przez moment jej nie odpowiadał, jednak nadal uśmiechał się, a w jego oczach w tej samej chwili pojawiły się iskierki radości. Na sam ten widok, jej smutek rozwiał się.
Nachyliła się jeszcze bardziej, by po chwili dotknąć ustami jego warg. Były ciepłe i miękkie. Uwielbiała ich smak.
Uśmiechnęła się poprzez pocałunek czując, jak dłoń Dracona wkrada się w jej włosy, delikatnie na nich zaciskając, a on sam pogłębia pocałunek.
Gdy na moment oderwali się od siebie, do jej uszu dotarło coś, czego się nie spodziewała, a co wręcz uwielbiała.
- Ja Ciebie też kocham, Hermiono - wtuliła się w niego, jak w ulubioną poduszkę czując, że za moment będzie musiała wracać. Kurczowo ścisnęła jego ramię, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Nie chciała zamykać oczu, wiedziała bowiem co to oznacza. Postanowiła więc skupić się na czymś innym. W tym momencie jej uwagę przykuł zapach jego perfum. Mocne, męskie. Nigdy nie spotkała osoby, która by takich używała. Tylko on. I może dlatego tak bardzo je uwielbiała? - Musisz już iść - chłopak spokojnie pogłaskał ją po kasztanowych lokach, delikatnie nawijając sobie jeden z nich na palec. Poczuł, jak Gryfonka przecząco kręci głową, jeszcze mocniej się do niego przytulając. Zupełnie jakby chciała się w niego wtopić, stworzyć z nim jedność. Westchnął wiedząc, że nie mają już za dużo czasu. Nie chciał, by ta chwila się kończyła. Chciał, by trwała wiecznie, jednak wiedział, oboje wiedzieli, że tak nie można. Że nie jest im to dane. - Hermiono..
- Nie, Draco - zaprzeczyła stanowczo, pociągając nosem. Nie zauważyła momentu, w którym się rozkleiła, jednak.. zawsze gdy musiała iść, tak bardzo żałowała, że nie może zabrać go ze sobą.. Uniosła głowę, uważnie na niego patrząc - Pozwól mi.. proszę. Nie chce tam iść, nie chce tam być bez Ciebie..
- Posłuchaj mnie uważnie - usiadł momentalnie, sprawiając jednocześnie, że i ona usiadła, krzyżując swoje nogi na jego biodrach. Uniosła w lekkim szoku swoje brwi - Pamiętasz co Ci mówiłem na samym początku? Nieważne, że nie ma mnie przy Tobie ciałem.. duchem zawsze jestem. I zawsze nad Tobą czuwam. Dlatego - delikatnie zgarnął z jej policzka niesforny kosmyk. Zaczesał go za jej ucho, układając po chwili swoją dłoń na jej karku. Pomasował go kciukiem - masz żyć. Masz żyć, za nas dwoje. Jak najdłużej! Nie patrząc na mnie, masz założyć rodzinę i choć w połowie być szczęśliwa. Rozumiesz? A ja, będę na Ciebie czekać tyle, ile będzie trzeba. I gdy już swoje przeżyjesz, wychowasz dzieci i spełnisz się jako magomedyk w Mungu, przyjdziesz do mnie. I wtedy już na zawsze będziemy razem.. Tak? - niesfornie skinęła głową, wierzchem dłoni jednocześnie ocierając policzki z łez - I proszę Cię, nie płacz, najdroższa. Jutro znowu się spotkamy - mówiąc to, ucałował jej czoło - Idź już kochanie, idź.. - wyszeptał, lecz pomimo tego co mówił, nie był w stanie wypuścić jej z objęć. Hermiona za to, nie miała siły wstać i zwyczajnie odejść. Nigdy nie mogła tego zrobić, to było dla niej zbyt ciężkie. Nie chciała go opuszczać - Idź, Granger - warknął, resztkami sił jakie w sobie miał, puszczając jej ciało. Oparł dłonie za sobą, wbijając je w ziemię. Zagryzł jednocześnie dolną wargę, z całej siły, nie chcąc ponownie jej dotykać. Gdyby to zrobił, już nie byłby w stanie ponownie jej puścić.
Była Gryfonka z ogromnym żalem, podniosła się z ziemi i stając nad nim, otrzepała żółtą sukienkę, którą miała na sobie. Powoli uniosła dłoń i machając mu, zrobiła parę kroków w tył. Draco nie spuścił z niej wzroku ani na moment. Przez cały czas obserwował, jak odchodziła mając ogromną ochotę na rzucenie się za nią. Pomimo tego jednak, nie zmienił swojej pozycji. Wiedział, że nie może.
Dziewczyna chwilę jeszcze na niego patrzyła, aż w końcu jego widok zaczął się rozmywać. Przez moment widziała zarysy jego sylwetki, by następnie poczuć, jak jej powieki opadają.
Zapanowała ciemność, a Hermiona poczuła, że już za chwilę jej oczy ponownie się otworzą.

Gdy tylko uniosła powieki, od razu zamrugała parę razy, przyglądając się bieli sufitu. Cały czas, gdy po spotkaniach z Draconem otwierała oczy, wykonywała te same czynności. Przez dziesięć minut leżała w łóżku, by następnie z rezygnują usiąść na brzegu swojego posłania. Stopami wyszukiwała swoich ulubionych, granatowych kapci, by następnie założyć je na nogi. Wstawała i zgarniając włosy w gruby kucyk, związywała je. Podchodząc do lustra, które wisiało naprzeciw jej posłania, wyciągała przed siebie dłonie. Jedno szarpnięcie i już wpatrywała się w ruchome zdjęcie pewnego blondwłosego Ślizgona. Jego szare oczy uśmiechały się do niej, a jasne wargi wyginały w ten sam uśmiech, przeznaczony tylko dla niej. Włosy miał ułożone w artystycznym nieładzie, a jego garnitur, idealnie dopasowany, podkreślał bladość jego skóry.
Tego poranka również wykonała je wszystkie.
Westchnęła, siłą woli powstrzymując się od głośnego wybuchnięcia płaczem. Znowu miała ten sam sen. Sen, w którym spotykała się z nim. Żyła tak naprawdę tylko dla nocy. Jakby mogła, nigdy by się nie budziła. Niestety musiała. Czekała na nią praca, w której zatraciła się do reszty, od czasu do czasu spotkania z Harrym, Ronem i Ginny. Obiecała Draconowi, że będzie żyła. Więc jakoś dawała radę. Samotnie, na uboczu. Pochłonięta pracą, przez co szybko upływały jej tygodnie, miesiące.. Ale jednak.
Zagryzła wargi cały czas wpatrując się w zdjęcie.
Draco Malfoy. Przystojny Ślizgon, arystokrata pełną parą. Przez połowę szkoły tępiciel czarodziei i czarownic pochodzenia mugolskiego. Człowiek, wychowywany na sługę Lorda Voldemorta. Zdobywca jej serca.
Przeżyła z nim cudowne dwa lata i najbardziej w świecie pragnęła, by znowu z nią był.  Niestety, Draco Malfoy zmarł w jej objęciach dnia 02 maja 1998 roku, w noc kończącą Drugą Wojnę Czarodziejów i teraz widywała go jedynie w swoich snach.

niedziela, 9 października 2016

Dramione: "Przegrani"

Te­raz je­dyne co mi po­zos­tało to uda­wać, że wszys­tko jest ok, że two­je imię nie wy­wołuje u mnie dreszczy, że na twój wi­dok mo­je ser­ce nie przyśpiesza. 

Stał tam. Dumny i elegancki jak zawsze. Jego blond włosy ułożone były w artystycznym nieładzie, jakby wcale nie spędził godziny na ich układaniu. Zimne, stalowoniebieskie oczy patrzyły na innych z wyższością i przesuwały się po sylwetkach osób, które go mijały. Na usta przylepiony miał ten swój Ślizgoński, ironiczny uśmiech. Czarna koszula, której dwa górne guziki były odpięte pod szyją idealnie kontrastowały z jego nienaturalnie bladą skórą. Był idealny, w każdym calu. Lewą rękę trzymał w kieszeni swojego długiego płaszcza, a druga - swobodnie zwisała wzdłuż dobrze zbudowanego, męskiego ciała. Od czasu do czasu wystukiwał palcami o udo tylko sobie znany rytm. Patrzyłam na niego i nie byłam wstanie odwrócić wzroku. Wyglądał tak zabójczo na tle ciemnych ścian korytarza. Gdyby nie to, że od czasu do czasu odwracał głowę, wydawać by się mogło że nie jest człowiekiem, a jedynie najnowszym nabytkiem, posągiem stojącym w Ministerstwie. Zacisnęłam usta w cienką linię nie mogąc dłużej wytrzymać jego widoku. Prędko odwróciłam wzrok. Widok Dracona Malfoya ogromnie mną wstrząsnął. Nie widziałam go od dobrych czterech lat, a pomimo tego po raz kolejny, jak za starych czasów, moje serce przyśpieszyło swoje bicie, gdy tylko go dostrzegłam. W brzuchu pojawiło się stado motylów, które odczuwałam jedynie w jego towarzystwie. Dłonie zaczęły mi drżeć, a nogi stały się niczym z waty. W tym momencie byłam już pewna jak niczego innego na tym świecie, że przegrałam swoją duszę i serce.
Dopiero w tamtym momencie zdałam sobie sprawę z faktu, że nadal kocham tego człowieka.
W moim gardle pojawiła się wielka gula, która na krótki moment uniemożliwiła mi oddychanie. Powoli w myślach policzyłam do dziesięciu, by następnie po głębokim wdechu unieść głowę. 
W tym momencie zesztywniałam jeszcze bardziej. Przez moment poczułam potrzebę podtrzymania się ściany, która znajdowała się tuż na moimi plecami.
Jego oczy bowiem na chwilę zawisły na mojej sylwetce. W twarzy mężczyzny nie zmieniło się jednak nic. Nadal była bez wyrazu, a jego usta wygięte były w grymasie przypominającym uśmiech. Bezwiednie powędrowałam wzrokiem do jego oczu. Odnajdując stalowoniebieskie tęczówki, całe otoczenie zniknęło ustępując miejsca wspomnieniom.
Hogwart. Jego docinki, moje wredne odpowiedzi. Potajemne spojrzenia. Przypadkowe dotyki dłoni. Pomoc. Pierwsze normalne rozmowy i niewinne sprzeczki. Niespodziewane spotkania. Wspólne patrole. Coraz więcej rozmów. Jego skrytość, ustępująca powoli zaufaniu i otwartości względem mojej osoby. Coraz więcej rozmów. Coraz więcej ukradkowych spojrzeń i uśmiechów. Jeszcze więcej spotkań. Wspólnie spędzony czas. Wrzeszcząca chata.  Łazienka Prefektów, Wieża Astronomiczna. Zakazany Las, szczera rozmowa. Pierwsze głębsze spojrzenie w oczy i pierwsze w moim życiu dziwne uczucie w brzuchu. Kolejne potajemnie spotkania. Cała masa rozmów: o jego rodzinie, o mojej rodzinie; o Voldemorcie; mugolach i przyszłości. Parę kłótni. Zgody i nasz pierwszy(najlepszy pierwszy jaki przeżyłam) pocałunek. Kolejne rozmowy i następne ukradkowe spojrzenia, gesty. Nareszcie wojna i jego zmiana. Oziębłość, ponowna skrytość. Mój upór i chęć ponownej rozmowy. Jego unikanie mnie. Konfrontacja, kolejne pocałunki. Wspólnie spędzona noc. Wspólny poranek. Żarty i planowanie przyszłości. Koniec wojny, jego zniknięcie. Mój płacz i nieme krzyki. Moja tęsknota. Jego powrót i rozmowa. Ostatnia rozmowa. Prawda, złamane serce.
Zamrugałam gwałtownie czując łzy zbierające się pod moimi powiekami. Nie rozpłaczę się, nie mogę. Już kiedyś się przed nim tak otworzyłam, właśnie tego dnia. Pamiętnej środy, kiedy to oznajmił mi, że to była jedynie gra. I znowu powróciło “Granger”, “Szlama”. I wyśmiał mnie. Wyśmiał moją naiwność, głupotę.
Nie, Hermiono. Nigdy więcej - powiedziałam sobie w myślach, by następnie zmienić wyraz twarzy na beznamiętny. Po raz ostatni spojrzałam na niego, tym razem starając się, by było to spojrzenie obojętne, po czym odwracając się, ruszyłam korytarzem wprost do swojego gabinetu.
Oddałam serce draniowi i zatraciłam siebie. Nic nie mogłam poradzić na to, że nadal kochałam Dracona Malfoya.

Odchodząc, nie byłam w stanie zauważyć jednak, że na krótki moment, na jedną sekundę, z jego twarzy zniknął uśmiech, a w stalowoniebieskich tęczówkach, które dla mnie już na zawsze pozostały najpiękniejsze, po raz pierwszy w życiu pojawił się najprawdziwszy ból.